Bordo
1
Wszystkie
postacie i przygody nie są fikcyjne i wydarzyły się na serio. No, prawie.
Dobrze,
że moi znajomi z Bordeaux nie znają polskiego, bo miałbym pewnie kłopoty.
Zmieniłem więc chociaż imiona.
Pięknie taplała się w błękicie tamtego
neonu. Błękit był blady jak ona i tak samo jak ona od czasu do czasu mrugał do
mnie, coś obiecując. Pół nocy próbowałem odgadnąć co. O tej porze zawsze
zapadała tu szklana pogoda i spływała ludziom po twarzach niczym deszcz. Marina
taplała się więc w świetle neonu i wyglądała jak mała dziewczynka kąpiąca się w
kałuży. Miała nawet kalosze. Kalosze były od Givenchy’ego, a jej szorty chyba
trochę za krótkie. Zawstydziłem się nieco, bo to trochę tak jakbym miał swoją własną
lolitkę, Ma-ri-nę czubkiem języka schodzącą w trzech stąpnięciach po podniebieniu,
by na trzy trącić o zęby.