Bordo 2
Lazur rozpływa się wokół
jak olejek do opalania na ich ciałach. Ten lazur to wiecznie żywa powierzchnia
oceanu, ruchliwa i spokojna, postrzępiona masa, milion minifal. Rosną i wyciszają
się nawzajem. Ocean cicho migocze tym lazurem, faluje światełkami. Skrzy się w
słońcu jak mieszanina tamtego olejku i potu; pachną słodko ich ciała.
Oblizuję
się, bo im zazdroszczę.
Czuję
słony smak i piasek. Woda to milion małych lusterek. Odbijamy się w nich. Milion
małych słońc strzela w naszą stronę z powierzchni tego lazuru, milion małych
promieni, milion małych nas, małych mas. Kłują w oczy, odbijają się od kropli
na jej brzuchu, łaskoczą, restartują z jego klatki piersiowej, małe rakiety. Strzelają
do mnie. Mrużę oczy, chciałbym być takim pociskiem, światłem na ich ciałach,
światem równoległym, tuż nad nimi, ruchliwy i spokojny jednocześnie, jak ten
lazur.
Oblizuję się, bo im zazdroszczę i chce mi się pić.