Diamond beach
Elfy na Islandii naprawdę wierzą, że ludzie istnieją. Obchodzą nawet
specjalne święto, kiedy pod drzwiami swoich domów zostawiają dla nich prezenty,
małe kawałki zorzy, które w tajemniczy sposób znikają w nocy. Przynosi to
podobno szczęście całej elfiej rodzinie. Potem te małe kawałki zorzy mają
spadać na dobrych ludzi w równoległym wszechświecie. Ale to nieprawda. Na
dobrych ludzi nic nie spada z nieba. Małe zielone i różowe kryształki spadają
tylko na tych, co potrafią się najlepiej bawić, bo kryształki zorzy to podobno
dobre narkotyki. Podobno Luna to sprawdziła i za to też kochała ludzi. No i
mają też lepsze kluby.
Była śliczną elfką,
miała długie uszy, długie nogi i długi język, gdy całowała, smakowała jak tęcza
uwięziona w lodowcu, bo rozpuszcza się w ustach. Lubiła się bawić i kochać,
lubiła tańczyć i lubiła ludzi, byli zabawni i poważni naraz, a do tego mieli
elektro świecące jak słoneczny wiatr w ciemnych dyskotekach. I tamtego lata w
klubach modny był prawdziwy kosmos na językach, w powietrzu i w mózgach. Och,
jak Luna uwielbiała lato spędzać na Ziemi.
Przejść pomiędzy
światami można w miejscu, gdzie pojawia się akurat zorza. Popatrz, przecież
zorza to jest totalnie portal do równoległego wszechświata. Kolor zorzy zależy
od koloru włosów elfa – różowe, zielone albo niebieskie, a zorza tęczowa jest
wtedy, kiedy pomiesza się muzykę Lany del Rey z niemieckim elektro, podobno w
żyłach zaczyna płynąć brokat, a siniaki na szyi wyglądają jak kolorowe odległe
galaktyki i wtedy kilka elfów przechodzi na Ziemię razem.
A więc w elektrycznym
mroku dyskotek ich włosy świecą jak w ultrafiolecie, są miniaturowymi zorzami. W
klubach jest kosmos, a te wszystkie elfie dziewczyny to komety na twoim kursie
kolizyjnym. W środku jest ciemno, spocone ciała połyskują metalicznie, w oczach
odbijają się zorze. Na zewnątrz wciąż i wciąż jest jasno, słońce roztapia i
rozpuszcza północ w cichy świt, słońce nie zachodzi i nie wschodzi, trzyma się
z boku cały czas, jest zimne jak serce twojej dziewczyny. Islandzkie lato to
długie jasne godziny, kiedy mózg wcale nie odpoczywa, kiedy liczysz, że chociaż
zmęczone ciała położą się obok siebie i zasną. I to wcale nie jest łatwe tak
imprezować, czekając na nieprzychodzący zachód albo wschód. Kiedy ostatnio
wyszliście z klubu i było tak jasno, tak cicho, że w uszach elektro mieszało
się ze śpiewem ptaków.
Ale Luna lubi tę porę
roku najbardziej. Jest rybą w wodzie, ptakiem w powietrzu, językiem w twoich
ustach, potencjałem elektrycznym w twoim mózgu, jest drapieżnikiem, twoim
przeznaczeniem, twoje ciało jest jej daniem głównym i deserem. Pochodzi z
innego świata i może właśnie dlatego tak cię do niej ciągnie, za te fale
grawitacyjne należy się nagroda Nobla. Jej koleżanki też tu są, też krążą i
ściągają, obiecują, że przytulą pośrodku pustki kosmosu, zabiorą na inną
planetę, bo kochać się z elfem to jak kąpać się w jeziorze skrzącym blaskiem
odległych gwiazd.
Bo Islandia to świat z
innej planety. Kosmiczne dziewczyny i kosmiczni chłopcy wylądowali tutaj kiedyś
i przenieśli swój kosmiczny świat z daleka. Ludzie byli drudzy, przypłynęli na
tych swoich śmiesznych statkach zza siedmiu mórz. Mieli brody, łaskotali w
nagie ciała, po winie znali wspólne języki. I w klubach można spotkać tych
wikingów do dzisiaj. Luna zna jednego takiego i serio nie może się oprzeć.
Elfy naprawdę lubią
wikingów, bo mają długie brody i nie tylko, duże mięśnie i nie tylko, a ten był
do tego wszystkiego całkiem bystry. Był Nowoczesnym Wikingiem. Pierwszy na
wyspie zaczął uprawiać egzotyczne owoce, najbardziej lubił mango, żółte i
miękkie owoce były jak miniaturowe słońca, według niektórych samemu się po nich
świeciło, a wargi smakowały jak lato. On światło też lubił uprawiać jak dobry
seks. Wymyślił i skonstruował szklarnie ze specjalnym oświetleniem – założył na
Islandii pierwszą farmę światła. Jego rośliny potem cały dzień i całą noc mogły
opalać się jak w solarium. Ludzie mówili, że zrobił sztuczne słońce, inni że to
sztuczna zorza, niektórzy podejrzewali, że wykorzystuje elfy, które przynoszą
mu kawałki kolorowych świateł północy. Potem świetnie się z nimi bawi, tańczy i
ma przygody.
Ale zorza jest
przeciwieństwem światła. Elfy twierdzą, że zorza wcale nie świeci, bo zorza
wybucha i jest kolorowym pęknięciem wszechświata. Można przez nią przejść,
trochę się przy tym pobrudzić, pokolorować i to serio działa jak narkotyk,
przyprawia o zawrót głowy, uzależnia. Dlatego elfy nie potrafią sobie odmówić
przejść do świata ludzi. Zbierają przy tym kolorowe kryształy na później i
najbardziej nie lubią wszystkich tych farm światła, gdzie bystrzy wikingowie
uprawiają mango albo inne banany. Nic tak nie szkodzi zorzy jak światło.
Światło zakleja kolorowe pęknięcia wszechświatów i zamyka przejścia.
Luna słyszała, że
najwięcej samobójstw ludzie popełniają w czasie trwania dnia polarnego i była
pewna, że to dlatego, że zorza znika z horyzontu zdarzeń. Co roku spędzała lato
na Islandii i świetnie się bawiła z ludźmi, byli jej drugą używką. Sama też
uwielbiała uzależniać ludzi od siebie, ratować ich, dawać im, kusić, zabierać,
znowu dawać. Bo pocałować elfa to jak polizać kometę, a złapać za pupę elfa to
jak dotknąć gwiazd. Uśmiecha się łagodnie, a potem pokazuje supernovę na
języku. I och, potrafiła się bawić, czasem spotykała swoje koleżanki, też miały
kolorowe włosy i światełka w oczach, a może kryształki zorzy? Elfy bawią się
najlepiej, tańczą najdłużej i śmieją się najgłośniej.
Ale uwaga. Te elfy są mroczne, wytatuowane,
nawet jeśli mają kolorowe włosy, to tylko dlatego żeby błyszczeć swoją
zajebistością w ciemnej pustce kosmosu, zupełnie jak zorze. Uważaj na nie. Te
elfy są dużo mądrzejsze od ludzi, poznały tajemnice wielu wszechświatów i teraz
mogą oszukiwać w tę grę, latać i spadać, mieszać alkohole i nie mieć kaca.
Pilnuj się, bo skradną ci serce. Te elfy potrafią być dobre i złe, ale nie
znoszą wybierać, więc robią wszystko na raz zawsze, jak to w fizyce kwantowej.
Kilka koleżanek Luny zamieszkało na Islandii
na stałe, bo lubią, jak ludzie oddają im cześć, naprawdę bardzo lubią, jak
ludzie ich wyznają. Bycie boginią to dopiero narkotyk. A ludzie uwielbiają
kłopoty i Junga nowoczesne mity. Poza tym bawić się z elfem to jak latać wokół
zorzy, chować się za zieloną zasłoną, przykryć się różową kołdrą z nieba, czuć
elektryczny dotyk równoległych wszechświatów. A ludziom trzeba wszystko zawsze
pokazywać. Dać ogień, zrobić koło, podłączyć do prądu i włączyć zorzę.
Nowoczesny Wiking podłączył swoje szklarnie
na farmie światła do jednego z tych wulkanów pod lodowcem. Islandia to w końcu
kraina lodu i ognia, człowieka przechodzi dreszcz od gorąca i zimna, języki
mieszają się i przeplatają, lawa wybucha, parzy, para napędza turbiny, jest moc
i siła jak napięte mięśnie i członki. Elfy są eko i uśmiechają się miło, gdy
słyszą, że wykorzystujesz energię z wnętrza ziemi, a warto się starać, bo nie
ma nic lepszego, niż nagroda od elfa. Może przyniosą ci trochę zorzy.
Nowoczesny Wiking produkuje dodatkowo ze śniegu dietetyczny skyr, puszysty
serek i miesza go ze swoim ulubionym owocem. Kraina lodu i ognia, śniegu i
słońca, skyru i mango.
Luna jest zachwycona tym egzotycznym
połączniem, choć doskonale wie, że to tylko dobra bajera. Łapie się za długie
ucho, mruga i uśmiecha się miło do swojego wikinga. Pyta, czy pójdzie z nią na
plażę. Och, pokażę pani przypływy i obronię przed morskimi potworami.
A na ich plaży morze wyrzuciło diamenty na
brzeg i kłócą się o to, czy są to łzy olbrzymów pogrzebanych pod lodowcem, czy
po prostu piękne kawałki kosmosu. Wszyscy jesteśmy kawałkami kosmosu, ale jej
wiking twierdzi, że to ona jest akurat najpiękniejszym kawałkiem kosmosu. Luna
znowu miło się uśmiecha, och, proszę pana, potem odsłania trochę za dużo, a
potem zakrywa, a potem znowu ma minę łobuza. W oddali spienione fale rozbijają
się o skały, trzy wielkie czarne członki wystające z morza. Według niektórych
to trolle zastygłe w lawie.
Wulkany wybuchają regularnie, a erupcja brzmi
jak erekcja, podobno twój wulkan wybuchnie lada chwila, ile wytrzymasz, mój
wielki wikingu. Diamenty na naszej plaży błyszczą światłem niezachodzącego
słońca, uwięziły wodę sprzed kilku tysięcy lat, są zimne jak moje serce, są
cieplejsze niż lody o których marzysz. Piasek jest czarny i noc jasna, to
zupełnie jak nasze dusze. Myślimy, że to takie romantyczne, kochać się na plaży
pełnej diamentów z lodu, gdy dochodzimy, topniejemy, rozpływamy się w lepką
rozkosz i słodki jęk, olejek do opalania, słyszysz szum fal, słoneczny śmiech, widzisz
latające delfiny. Luna tłumaczy, że w tym drugim świecie potrafią fruwać i też
bawią się z elfami. I ten wiking wtedy zakochuje w tamtej elfce, właśnie wtedy
kiedy dotyka kosmosu, kiedy już sam nie jest pewien, co jest na serio, kto
pływa, a kto lata wokół zorzy.
Luna wita się z delfinami, łobuzują.
Przypływa też wieloryb i on jest nostalgiczny, gdy się odzywa, wiesz już, jak
brzmi melancholia. Też potrafi latać i za chwilę widzicie, jak znika za
horyzontem, majestatycznie macha płetwami i ogonem, wygląda jak król zwierząt,
z daleka płynie smutna pieśń jak fale morza czasoprzestrzeni, gdy tak siedzicie
na tej czarnej plaży z wielkimi lodowymi diamentami. Wiking czuje, że to jest
wielkie i nieśmiertelne, klęka, prosi o rękę swoją elfkę. Luna znowu się
uśmiecha, ale się nie śmieje, mówi, że wcale mu nie wierzy, że to na zawsze.
Elfy lubią ludzi, ale im nie wierzą. A poza tym kończy się lato.
Luna nie zamierza spędzić zimy na Islandii.
Gdy pojawiają się pierwsze zorze, wędruje czarnymi plażami w żółtej kurtce i
prosi o kosmiczną podwózkę do domu, jak w amerykańskich filmach. Każda zabawa
się kiedyś kończy, a w równoległym wszechświecie elfów ma swoje obowiązki i
swoje imprezy. Ludzie, było fajnie, widzimy się za rok.
Ale jej wiking naprawdę ma złamane serce.
Leczy się w ciepłych źródłach, lubią go tam podglądać, jak podobno nago chodzi
po śniegu, wielkie mięśnie parują, wszystkie napięte i twarde, nagrzane
wspomnieniem lata unoszą się prawie jak mgła. A może to on swoim ciałem ogrzewa
górskie strumienie. Pewnej elfce najbardziej jednak podoba się jego nagie ciało
na tle zorzy. Zimą noc się nie kończy i to wcale nie jest takie depresyjne,
zostań ze mną w łóżku do rana. Gdzieś na lodowcu on ma szerokie plecy, napięte
członki, ona jest drobna i magiczna, ma włosy w kolorze różowej zorzy, różowe
ma też policzki, kiedy mocno ją przytula od środka. A potem zabiera do domu, na
śniadanie i resztę życia.
A więc Luna wraca za rok. Trochę nie wierzy,
że przyjaciółka ukradła jej chłopaka, a trochę tak czuła, tam daleko, w innym
świecie. Lubi się bawić i lubi zaszaleć, jest zimna jak lód, gdy przechodzi cię
dreszcz i drażni sutki, a jej zemsta jest gorąca jak ogień w ustach, gdy oblizuje
wargi i piękne ciała, choćby niebieskie. Niebieskie jest niebo nad Islandią
latem, kiedy słońce nie zachodzi, widzisz latające wieloryby, olbrzymy niosące
wendettę.
Luna prosi o pomoc, dosiada latającego
wieloryba i porywa już-nie-swojego wikinga z domu na farmie światła. Ten na
początku myśli, że będzie fajna przygoda. Nawet nie podejrzewa, że elfów trzeba
się bać, zwłaszcza kiedy są złe. Podniebna wycieczka, można podziwiać widoki, fiordy,
zielone wzgórza, konie w galopie. Lecą nad wulkan, jest wielki, ziejący
wnętrzem ziemi, przeszłością i przyszłością, innym światem, wszechświatem
równoległym, skarbie, jesteś gorąca. Wtedy Luna wrzuca go do środka i spokojnie
patrzy, jak robi się cały czerwony, jak łuna nad szklarnią.
Elfy, kiedy są złe, wrzucają swoich chłopaków
do wulkanów. Te wulkany potem wybuchają, bo erupcja brzmi jak erekcja,
wyrzucają kawałki lawy, czasem taki chłopak zastygnie na plaży w formie
czarnego trolla. Z mniejszych kawałków lawy natomiast wykluwają się latem
maskonury, ptaki z dziobem czerwonym jak wulkan albo mała erekcja twojego
chłopaka. Luna nie przejmuje się, że wiking zostawia dzieci, bo sobie poradzą.
Dzieci elfów i ludzi zostają najpiękniejszymi artystami – muzykami, pisarzami
lub poetami, fizykami kwantowymi.
Luna natomiast ma jeszcze całe lato przed
sobą i zamierza się świetnie bawić. Dzień na Islandii się nie kończy, nie jest
za ciepło, a niektórzy ludzie naprawdę wierzą w elfy. Dają im nawet czasem
prezenty. Kiedy pojawią się pierwsze zorze, znowu wróci do domu, poszuka na
czarnych plażach kolorowych pęknięć kosmosu. I proszę uważać, bo elfy mają
słabość do żółtych kurtek. Kiedy chcą wrócić do domu, wędrują po tych czarnych
plażach Islandii i szukają ludzi w tych żółtych kurtkach. Taki człowiek zostaje
potem na zawsze zupełnie nową częścią kosmosu, niektórzy mówią, że kolorowym
światłem o północy, jak w skandynawskich kryminałach. Bo elf tylko w żółtej
kurtce może wrócić do domu.
Michał Erazmus