Manifestyn
Dzień dobry,
chciałbym zostać uchodźcą.
Zakochać się w
twojej córce, postawić jej kawę,
zabrać do kina,
powiedzieć, że jest najlepsza,
że ma nogi jak
miód, oczy ifryta, miętowy język,
kiedy palimy
jednego papierosa na pół,
że wtedy kołdra
przypomina mi wydmy,
siedem lasów,
siedem gór, które musiałem przejść
w drodze do
łóżka, na kolację i śniadanie,
ugotowałbym coś
egzotycznego, pokazał dużo,
Mógłbym u ciebie
pracować,
sprzątać,
leczyć, prowadzić ciężarówki,
przyniósłbyś mi
bombę, a ja bym ją rozbroił,
bo wiem, jak to
jest, kiedy wybucha ci cały świat.
Chciałbym ci
pomóc, zostać twoim bohaterem.
Mógłbym zostać
uchodźcą z kosmosu, przybyć w pokoju,
zabrać ze sobą
Junga, Elvisa, Barbarellę,
nie poznać
Ziemi, poznać się na ludziach,
stwierdzić, że w
równoległym wszechświecie
na pewno jest milej,
na pewno świeci więcej słońc,
spakować się z
powrotem, schować w rakiecie
ładne rzeczy i
ładnych ludzi, bo szkoda kilku
książek, kilku
obrazów i gitar, koni na biegunach żal,
szkoda lasów,
puszcz, puszczania kaczek na wodzie,
w której nie
można się wykąpać,
ucieklibyśmy do
innej galaktyki
i kąpali się tam
w gwiazdach,
bo kosmici są
bardziej gościnni niż Polacy.
Zakochałbym się
też w twoim synu, paradowałbym z nim
równo jak w marszu,
równo jak kreski
od twojej karty kredytowej,
równo jak wobec
prawa do czegoś,
o czym już
zdążyliśmy zapomnieć.
Mógłbym
wyciągnąć parasolkę,
ochronić się przed
deszczem, przed meteorytami,
odlecieć z
przyjaciółmi, a zginąć od twoich słów.
Najpierw jednak
zwiedziłbym cały świat,
przekonał się,
że istnieją więcej niż dwie płcie,
że miłość i seks
to nie tylko kwestia otworów,
a ty czego dziś
używasz w łóżku?
Kupiłbym się na
manifestynie,
mieniłbym się w
słońcu, można by mnie wybrać
spośród kolorowych,
białych i czarnych,
z całej puli
genowej świata, zjeść, wypić
jak zupę
pierwotną, przytulić, zanurzyć ręce we włosach
jak w ziarnach,
zasiać, złowić
spośród takich
samych jak ty, trochę innych,
nienormatywnych,
nienormalnych,
bardziej
moralnych niż twój ksiądz.
Chciałbym też przyprowadzić
swojego boga,
ale on już dawno
tutaj jest, przyszedł do Mieszka
i od tamtej pory
mieszka wygodnie, zaprasza.
Mógłbyś mnie zaprosić
do siebie, nic nie mówić,
nie porównywać,
nie chować w szufladzie
obok pistoletów
na biało-czerwone kulki,
których boję się
najbardziej, bardziej
niż karabinów,
bombowców, wilków wyklętych.
Chciałbym być
fajny, chciałbym,
żeby było tu
miło, kulturalnie, multikulturalnie,
chciałbym się
nie bać, chciałbym ci pomóc,
bo mógłbym być
wszystkim, tylko nie tobą.
Erazma Michalus
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz