poniedziałek, 26 grudnia 2016

Pudełko

Pudełko

Dzień przed świętami spotkał w klubie elfa. Zamiast czerwonej sukienki miała czerwoną czapkę Mikołaja, postawił więc jej drinka z colą i zaśpiewał modną kolędę o jej długich nogach, długich uszach, długich włosach. Klub był dusznym pudełkiem i leżał gdzieś pomiędzy Warszawą a Nowym Betlejem, zresztą tylko on był otwarty w święta i pewnie gdyby Maryja z Józefem szukali teraz schronienia, nikt ich by tu nie szukał. Z sufitów do góry nogami zwisały choinki z kulami dyskotekowymi zamiast bombek, padał śnieg jak w Kolumbii, a ludzie pod jemiołą tańczyli z obcymi językami z Wieży Babel. Przetańczył więc ze swoją elfką całą noc, dobrze się bawił i chciałby więcej. Częściej. Miał nadzieję, że z wzajemnością i od pierwszego wejrzenia. Trochę się rozmarzył. Tracił dech. Na serio świeciła się w ciemności. Miał wrażenie, że jej włosy to lampki, kolorowe łańcuchy oplatały szyję, mógłby zejść niżej, już mijał obojczyki jak horyzonty zdarzeń, jej ciało było ciepłe jak mróz na policzkach i już prawie słyszał, jak jej równy oddech paruje mu w policzek, kiedy nagle naprawdę poczuł jej język w swoim uchu. Chciała się pożegnać, musi lecieć, było miło. Nie dała się odprowadzić, zamówiła ubera i już po chwili pod drzwi klubu zajechał Święty Mikołaj w saniach. Popatrzył groźnie, popędził renifery i sekundę później szybowali gdzieś nad Wisłą. Było miło i całe szczęście, że wciąż wierzył w Świętego Mikołaja, bo już by musiał uznać, że mu się przyśniła ta piękna elfka.

czwartek, 17 listopada 2016

Cała moja filmografia

Cała moja filmografia

Odpowiedziała, że może pójść ze mną do kina co najwyżej na film, którego już dawno nie grają. Dopytałem, czy obiecuje. Zaśmiała się i zapewniła, że postawi mi wtedy nawet popcorn, żebym mógł sobie sięgać pomiędzy jej nogi i nerki. Oczywiście ona jest na diecie i zjadłaby tylko cztery ziarenka, bo wierzy w parzyste liczby, studiuje ekonomię i potrafi policzyć, ile kosztuje kolba kukurydzy między nogami mężczyzny. No ale przecież nie weźmiesz mnie na film, którego już dawno nie grają, znów się zaśmiała.
Wezmę cię.

czwartek, 3 listopada 2016

Królicze serce


Królicze serce

Tosiek nie rozumiał. Nie wiedział, dlaczego wszyscy posmutnieli, dlaczego babcia ubiera się na czarno, dlaczego nawet pogoda zbuntowała się, rysując swoimi łzami szlaczki na oknach. Świat na zewnątrz zdawał się wsiąkać nieskończone ilości wody, a spadające z nieba słone krople wystukiwały hipnotyzujący rytm w cichym domu.
Nikt nie chciał się bawić z Tośkiem, jedynie biały królik Zguba towarzyszył mu z tym samym entuzjazmem, co zawsze. Wypełniał milczenie dorosłych, którzy się chowali gdzieś po kątach i zza firanek obserwowali szare drzewa za oknem.

niedziela, 16 października 2016

Mars i Sawa

Mars i Sawa

„Miło cię widzieć.”
Neon na Moście Gdańskim w Warszawie

Chciała być tylko mądra, piękna i bogata. I serio się starała. Kiedy Sawa przyjechała do tego miasta, wydawało jej się, że Pałac Kultury to rakieta, która zabierze ją w kosmos. Myślała, że dotknie gwiazd, będzie błyszczeć jak Słońce, zasiedli z kimś Marsa. A więc kilka lat temu wysiadła z pociągu w tym obcym i szarym mieście, Pałac Kultury świecił się jak w Ameryce na kolorowym kosmodromie, weszła do środka i pojechała na samą górę. Wystrzeliła. No i Houston mamy problem, bo na samej górze wciąż była za mała. Nabrała za to trochę gwiazd do wiaderka z wodą, zaniosła do swojej małej kawalerki i rozlała na suficie. Serio się starała, ale cały czas była tylko inteligentna, miła i ambitna.

piątek, 2 września 2016

Bordo 5

Bordo 5

Wszystkie postacie i przygody nie są fikcyjne i wydarzyły się na serio. No, prawie…
Dobrze, że moi znajomi z Bordeaux nie znają polskiego, bo miałbym kłopoty.

Kupujesz lodówkę, bo jesteś już duży, powiedział mi Wielki Murzyn. Nie mieścił się w drzwiach i z politowaniem patrzył na futrynę. A ja wcale nie byłem pewien, czy to groźba czy oferta. Simon zajmował się lodówkami od zawsze, wszyscy mi go polecali i zapewniali, że załatwi mi to, czego potrzebuję. Mieszkałem w Bordo od trzech dni i wciąż nie miałem lodówki. Wydawało mi się wtedy, że już bardziej dorosłym nie da się być, a lodówka na zawsze miała się stać symbolem dorosłości. 241543903 – zadzwoniłem do Simona, a ten już po chwili stał przed moimi drzwiami i rozważał wygięcie futryny jak czasoprzestrzeni.
A więc kupuję lodówkę, bo jestem już duży.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Sprzedam się, kupię cię

Sprzedam się,
kupię cię

K.

Wybuchła kolejna wojna światowa. Serio duża sprawa, poszło na noże i bardzo się cieszę, że jestem od niej silniejszy, bo kto wie, co mogłaby mi odciąć tym razem. Konflikt, który wstrząsnął naszym światem z przyszłości. Pardon, teraz już tylko moim. Obudziłem się w nocy i zobaczyłem Eteryczną Blondynkę jak ją pan Bóg stworzył, stała nade mną, w ręce trzymała nożyczki, a w ustach odbezpieczony granat. Nie powiem, spodobałoby mi się, zawsze lubiłem takie zabawy. Trochę pikanterii nikomu jeszcze nie zaszkodziło, wiadomo, siniaki, zadrapania i podduszenie, małe zabawy dla dorosłych. Coś jednak nie grało, kochana połówko, dlaczego masz takie wielkie oczy i wielki granat w buzi? Rzuciła się na mnie, to lubię, niestety ostatni raz. Ktoś nam wyłączył romantyczny soundtrack, a jej mina wyrażała jedynie blitzkrieg, aha, z francuskiego przeszliśmy na niemiecki. Całe szczęście byłem czujny, konflikt zbrojny szyty na miarę, tym razem nici z udobruchania, definitywny koniec. Koniec bajki.

niedziela, 31 lipca 2016

Transport bytów

Transport bytów

Jestem pisarzem. I to całkiem dobrym. To jednak tylko skutek uboczny tego, czym zajmuję się naprawdę. Transportuję byty. Sprawiam, że zmieniają położenie. Raz są tam, raz tu. Lubię to, nie jest to misją, odpowiedzialnością, żaden ze mnie Chrystus narodów. Zwykła zabawa. Bo przede wszystkim jestem mordercą. I to dużo lepszym niż pisarzem.
Nie gniewaj się, że ją zjadłem.

niedziela, 17 lipca 2016

Żyrafia errata

Żyrafia errata

            „Kronopie, te przedmioty zielone i wilgotne, przybiegły chyłkiem. Otoczyły famę i współczuły mu, powtarzając:
            - Kronopio kronopio kronopio.
            A fama zrozumiał i jego samotność nie była już taka gorzka.”

Obyczaje fam, Julio Cortázar

Nakręcamy się dwa razy w tygodniu. Miniaturową korbkę wyciągam z panieńskiego kuferka, obracam kilka razy w dłoni, wahając się jednak już tylko przez chwilę. Wreszcie wkładam do dziurki, jak magiczny kluczyk. I przekręcam. Lubię obserwować, jak wtedy się ożywia i rozwesela, nabrzmiewa kolorami. Delikatne mrowienie i dreszcz przebiegają po plecach. W końcu to jedyna bliska mi istota.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Strachy

Strachy

Dlaczego zimą nie ma owoców?
Bo wszystkie zjadła.

W nocy spadły wszystkie liście z drzew. Niby nic takiego, ale jednak to wciąż był tylko lipiec. Lipcopad smutnych liści, drzewny exodus. Wielki koniec fotosyntezy w środku lata. A więc obudziliśmy się rano i zastaliśmy drzewa rozebrane do rosołu. Może chciały się opalać?

wtorek, 5 kwietnia 2016

Odcinek 3

Piątek, czyli drugie śniadanie Everetta i Botticellego

Jeśli wszechświat jest kosmicznym chlebem pokrojonym na równoległe kromki, ktoś kiedyś musiał go upiec i pokroić. Bóg mógł być kobietą, bo upiekł i pokroił świat w kuchni, podzieliła go jak boże ciało. Hugh Everett III twierdził, że wszechświat jest nieskończenie wielkim drzewem, które cały czas się rozgałęzia. Za każdym razem, gdy stajemy przed jakimś wyborem, wszechświat rozgałęzia się na tyle dróg, ile jest możliwości. Zawsze wybieramy wszystko. A więc wszechświat jest drzewem poznania dobra i zła, wyrasta z Edenu, a u jego stóp stoi Adam z Ewą i głowią się, jaką decyzję podjąć.
W istocie jest to trud bezcelowy, człowiek nigdy nie podejmuje decyzji, bo wybór nie zależy od niego. Wszystko dzieje się zawsze, człowiek równocześnie wchodzi na różne gałęzie w różnych częściach wszechświata. Jedyną rzeczą, na którą ma wpływ, jest to, czy dojdzie do wyboru. Jeśli chce czegoś uniknąć, nie wolno mu sobie tego nawet wyobrazić. Jeśli coś się może zdarzyć, na pewno się wydarzy, to kosmiczne prawo Murphy’ego. Obok Adama i Ewy wije się wąż, bestia, która też się rozgałęzia i ma nieskończoną ilość głów. Wielogłowy smok kusi przy każdym rozgałęzieniu, dając pozór wyboru.
Nie wiadomo, jaki owoc rósł na drzewie poznania dobra i zła. Nie można mieć pewności, że było to jabłko, na przykład antonówka z polskich sadów. Mógł to być granat, który wybucha w ustach albo na przedmieściach miast w smutnych, dalekich krajach. A może na drzewie poznania dobra i zła rosły owoce morza. Owocem morza była również Wenus, która zrodziła się z morskiej piany. Też była soczysta i każdy chciał ją mieć i zjeść.
Wąż jest kwantowy, drga jak sueprstruna. Kłamie, kusząc Ewę. Kłamie za każdym razem, dając wybór. Nie ma wyboru, są tylko rozgałęzienia. Mieć owoc i zjeść owoc to żaden problem, bo dobro i zło są równoległe, leżą na sobie jak Adam i Ewa.

sobota, 2 kwietnia 2016

Odcinek 2

Niedziela, czyli drugie śniadanie Euklidesa

Jeśli stało się już wszystko, nie stanie się nic. Jeśli wszechświat to kosmiczny chleb składający się z nieskończonej ilości równoległych kromek, to wszystko dzieje się zawsze. Człowiek nie potrafi przeskoczyć z kanapki na kanapkę, ale dusza już tak.
Czasem we wszechświecie pojawia się czarna dziura i nikt nie potrafi się jej oprzeć, gdy kogoś wciągnie, nie ma ratunku, nawet światło nie potrafi uciec z jej wnętrza. Na granicy czarnej dziury i reszty świata znajduje się horyzont zdarzeń. Jest małym wałeczkiem, płotem pilnującym, by nic nie uciekło. Czasem rozszerza się jak fala, fala czasem zamienia się w tsunami. Udowodniono, że od takich zdarzeń falować może cała materia czasoprzestrzeni, kosmos trzęsie się wtedy jak galareta, a fale roznoszą się po wszystkich kanapkach.
Kiedy ciasto wszechświata faluje, kromki mogą się do siebie zbliżać, wtedy człowiek widzi, co dzieje się na sąsiedniej kanapce. Proszę pomachać, nie robić zdjęć, nie dotykać. Można za to zapytać siebie samego stamtąd: hej, co słychać? Warto się przyjrzeć wtedy, czy jest ci lepiej niż tobie. Człowiek nie powinien więc martwić się swoimi wyborami. Można się też poczuć mniej samotnym, ale trzeba pamiętać, że na ramieniu siedzi dusza, może się wyciągnąć i przeskoczyć.
Dusza biegnie przez kosmos, chodzi po wszystkich kromkach i wszystkim się zajmuje. Kiedy człowiek podejmuje jakąś decyzję, w równoległym wszechświecie podejmuje decyzję odwrotną. Wszystko dzieje się zawsze. Człowiek więc nie musi się martwić tym, czy podejmie właściwą decyzję, bo dusza i tak zawsze wybierze wszystko. Wchodzimy do tramwaju albo dziewczyny wszystkimi drzwiami jednocześnie i interferujemy ze sobą po drugiej stronie. Jemy i mamy ciastko. Nie ma dobrych i złych wyborów, dobro i zło są równoległe, leżą na sobie.
Według Euklidesa światy równoległe to smutne światy, bo nie mogą się spotkać i przeciąć jak proste prostopadłe. Kanapki Euklidesa na wszelki wypadek zawsze były prostopadłe.

środa, 30 marca 2016

Odcinek 1

Sobota, czyli drugie śniadanie w CERN-ie

Dusza to ukłucie świata. Jak igłą. Mamy szczęście, że Ziemia nie jest nadmuchanym balonikiem i nie pęka przy każdych narodzinach. Gdy dusza odchodzi, pozostawia po sobie dziurę. Świat jest wielką pieprzniczką. Albo solniczką. Światów jest wiele, zaś wszechświat jeden i jest jednym wielkim chlebem pokrojonym nierówno. Dusza przelatuje przez kolejne równoległe kromki, jak bozon w zderzaczu hadronów. Materia wszechświata cały czas się powiększa, dzięki czemu kromek jest nieskończenie wiele, tak żeby dusze-igły nigdy nie przestały przebijać kolejnych kromek. A więc dusze są nieśmiertelne.
Materia wszechświata cały czas się powiększa jak ciasto, jest pulchna, pachnie drożdżami, można ją ugniatać palcami. Można ulepić kulki chlebowe, można przelać przez nią denaturat. Materia wszechświata jest dobra jak chleb. Kiedy dusze akurat znajdują się pomiędzy kolejnymi kromkami, są jak masło albo majonez. Łączą równoległe wszechświaty, tworząc kanapkę z igłą. Igły szuka się w stogu siana, bo jest mała jak dusza. Nigdy nie wiadomo, gdzie akurat znajduje się dusza w ciele człowieka. Gdzie w ciele mężczyzny, a gdzie w ciele kobiety? A więc człowiek jest jak kanapka z igłą.