Nogi, które leczą
241543903, czyli wszystkim tym, którzy też pchają głowy tam, gdzie nie
trzeba
Z nudów zjadam sobie właśnie pani
nogi. Proszę się nie gniewać bardzo. Próbuję się delektować, ale nic z tego,
zbyt łapczywie pochłaniam kawałek po kawałku, to silniejsze ode mnie. Pani ma
nogi, które leczą. Są długie do nieba, zamiast skóry miód i rozlane mleko, nie
ma co płakać, to wspaniały smak. Uśmiechają się, puszczając oczko. I tylko od
czasu do czasu gdzieś nad kolankiem przydarzy się jakiś pieprzyk, bo przecież
diabeł tkwi w przyprawach.
A
więc siedzi pani tam naprzeciw. Zamyślona. Czy to o mnie? Pochłonięta moim
wzrokiem. Proszę się nie gniewać jeszcze bardziej, ale tak sobie myślę, że gdybym
– czysto hipotetycznie, to nic złego – że gdybym miał takie piersi, hojniej
dzieliłbym się nimi ze światem. Z czystej filantropii, entropii wzrostu w
męskich, twardych mózgach w spodniach. Bo chyba właśnie między tymi dwoma
połowami świata zgubiłem i rozum, i honor, pani ma urodę ahonorealną.
Ale
co to? Pani patrzy, jak patrzę. Znowu. Nie mylę się, prawda, a więc pozwolę
sobie się przedstawić.
Nie
można? W takim razie proszę się tak nie uśmiechać i nie łapać mnie za rzęsy.
Wypraszam sobie, będę panią kontemplować w milczeniu. Klasyka gatunku, na
włosach atrament, w oczach pióro, a z torebki wystaje żyrafa, trzeba ją było schować
w szafie. Nogi rozchylone jak usta, lekko i zalotnie, niezauważalnie podziwiam
pejzaże, wcale nie za oknami, za lasami. A więc jednak obietnica, pani ma tęczowe majtki, bo na końcu każdej
tęczy znajduje się skarb.
To
było specjalnie, prawda? Zakłada pani prawą na lewą, instynkt jak Sharon Stone,
a teraz lewą na prawą, dobrze się pani bawi? Bo ja chyba właśnie mam zawał.
Pali
mnie pani bez filtra, za to z flirtem i pół żartem, pół nago. Proszę mnie
pogłaskać spojrzeniem jeszcze raz, ja już od dawna robię to z pani kolanem.
Oblizuje pani moje myśli, doprawdy wspaniałe uczucie, trochę pani łąskocze, mam nadzieję, że smakują,
ale martwię się jednak odrobinę, że skoro są nagie, może pani je swobodnie
rozczytać. Proszę się nie gorszyć. Zastanawiam się, czy pani również nazwie ten
pociąg pożądaniem, podobnie jak pewien tramwaj. Proszę mi wierzyć, jeżdżę tym
wagonem codzienne, a nóg o smaku mleka z miodem nie miałem jeszcze okazji kosztować.
I
wtedy pyta się pani, czy wiem, co robią modliszki. Odpowiadam, że słyszałem.
Ale nie ma się czym martwić, proszę sobie do woli odgryzać wszystkie moje głowy i główki, pani ma
nogi, które leczą, więc za każdy razem wyrośnie mi nowa. I tak w nieskończoność,
rozumie pani, przecież to układ idealny, kama-puzzle-sutry. A więc jak, zgoda?
Wiesz mnie, bierz mnie?
Przytakuje
pani i zwilża wargi, francuski języczek wygina się w hak, łowi i ciągnie. Na
stronę w stronę toalety? Wstaje pani, z gracją sięga po torebkę, mój Boże też
je widzisz, bo one serio są długie do nieba. Wstajemy na baczność, niech pani
zgadnie kto jeszzce, z minami zwycięzców, jesteśmy myśliwymi, gonimy za zwierzyną.
Proszę, damy przodem, zamykam drzwiczki ciasnej kabiny.
A więc gdy widzę
panią nagą, czy możemy już przejść na ty.
Doskonale, ale chwila, chwila, jak masz na imię? Nie zdążam się przedstawić, bo
nieznajoma wpycha mi znajomy język do ust. A proszę mi wierzyć, to nie takie
proste, w ciasnych toaletach pekape zmieścić wszystkie nasze fantazje. Ale dobrze,
niech będzie, pozycja na żyrafę, która wystaje gdzieś tam z torebki i z uwagą
przypatruje się naszym ruchom. Oko opatrzności zerka znad nagości, jesteś,
skarbie, na górze, pytasz się, czy chcę cukierka, różowego i słodkiego, tak, właśnie tam, proszę nie mlaskać, mogą nas usłyszeć. Drzwi skrzypią, jak guma rozciągają się pod nami,
przyjmują kształt twoich pleców, wpuklają się i wypuklają, wpuklają, wypuklają.
Przyśpieszasz, na szczycie już powiewają twoje piersi, dwie połowy świata, cały świat, nie wiedziałem, że masz
tam tatuaż moich paznokci i zębów.
Kończysz
pierwsza, to przecież niemożliwe, czekasz na mnie, jestem w szoku, obciągasz
spódniczkę, jestem w raju, i kończysz ze mną. Zbyt łapczywie pochłaniasz moją
głowę, przełykasz, chwytasz się pod boki i oceniasz mój bezgłowy korpus. Chwilę
potem kręcisz z niedowierzaniem swoją głową, gdy pod wpływem twojej magii
pomalutku odrastają mi trzy nowe główki. Zastanawiasz się, jak sprytnie
wykorzystać te nadprogramowe, a ja już wiem, właściwie nie muszę pytać, czy
jeszcze raz, czy będzie powtórka z rozrywki.
A
więc regularnie tracę głowy pomiędzy nogami wszystkich tych pięknych modliszek.
Ja, hydra pociągowa, nie mogę się pozbierać, a konduktor nigdy nie jest pewien,
ile w takim razie powinien mi sprzedać biletów. Ale cóż, taka karma, że gdy
pożeramy rozchylone kolana, drogie panie pozbawiają nas akurat nieświadomych
głów, smacznego.
Świat też stoi
na głowie, włożył ją między…
Michał Erazmus
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz