Sprzedam się,
kupię cię
K.
Wybuchła kolejna wojna światowa. Serio
duża sprawa, poszło na noże i bardzo się cieszę, że jestem od niej silniejszy,
bo kto wie, co mogłaby mi odciąć tym razem. Konflikt, który wstrząsnął naszym
światem z przyszłości. Pardon, teraz już tylko moim. Obudziłem się w nocy i
zobaczyłem Eteryczną Blondynkę jak ją pan Bóg stworzył, stała nade mną, w ręce
trzymała nożyczki, a w ustach odbezpieczony granat. Nie powiem, spodobałoby mi
się, zawsze lubiłem takie zabawy. Trochę pikanterii nikomu jeszcze nie
zaszkodziło, wiadomo, siniaki, zadrapania i podduszenie, małe zabawy dla
dorosłych. Coś jednak nie grało, kochana połówko, dlaczego masz takie wielkie
oczy i wielki granat w buzi? Rzuciła się na mnie, to lubię, niestety ostatni
raz. Ktoś nam wyłączył romantyczny soundtrack, a jej mina wyrażała jedynie blitzkrieg,
aha, z francuskiego przeszliśmy na niemiecki. Całe szczęście byłem czujny,
konflikt zbrojny szyty na miarę, tym razem nici z udobruchania, definitywny
koniec. Koniec bajki.
A w sprawie zachowania
wszystkich członków tam gdzie ich miejsce, było naprawdę ciężko. Po bitwie
zmęczeni padliśmy na łóżko, a rano po prostu wstała, zjadła śniadanie, wzięła
swoją żyrafę z szafy i odeszła.
Szkoda,
to było takie ładne, małe love story. Byliśmy parą idealną, bez problemów, bez
ubrania. Bezpowrotnie. Szkoda, było fajnie, długo by można, długo, bo da się
krócej, chociażby bez śniadania. Dobre kilka lat dogadywaliśmy się i
uzupełnialiśmy jak puzzle, gry i zabawy, układanki w i nad łóżkiem. Nie
kłóciliśmy się, bo mieliśmy te same zainteresowania, nawet nie musieliśmy ze
sobą rozmawiać. Bez słów. Zupa też nie była za słona, ponieważ jadaliśmy
wyłącznie w najlepszych restauracjach. Nawet włosów nie było na umywalce,
kupiliśmy sprzątaczkę-robota, genialna sprawa, kuse spódniczki, zalotne
uśmieszki i fruwające oczka, domowa sex-machine, no i pięknie grała nam na
trójkącie (gorąco polecam, sprzedam okazyjnie pierwszemu lepszemu).
A więc jak
mówiłem – kilka lat. Przyjęło się, że gdy się z kimś jest, robi się razem różne
rzeczy. I my robiliśmy. Mnóstwo rzeczy. Razem słuchaliśmy muzyki, byłem Sidem
albo Vedderem. Chodziliśmy do kina, grałem twardego glinę, gwiazdę porno. Razem
też robiliśmy zakupy. Zostały mi więc po niej tylko długi.
Ogromnie długi, to coś znaczy, prawda? Żyliśmy
wystawnie, konsumowaliśmy wszystko co najlepsze, sama przyjemność, tak się
kręci świat, gdyby nie nasz apetyt, ludzie nie mieliby co jeść. Oglądaliśmy, nabywaliśmy, wyrzucaliśmy.
Czysta radość z posiadania i tracenia. Odkręcaliśmy kurek, kąpaliśmy się w
banknotach, a potem ktoś to wszystko skrupulatnie policzył i na końcu wystawił
rachunek, na zdrowie. Trzeba oddać.
W supermarkecie
natknęliśmy się kiedyś na świetną okazję, proszę mi wierzyć, to była prawdziwa
gratka – prawie nieużywana, gładka i miękka twarz Amerykańskiego Snu. Kto by
nie brał! I Eteryczna Blondynka bardzo chciała, poprosiła mnie bym sobie taką
kupił, założył i właśnie taki był jej. Czego się nie robi dla dziewczyny. Starą
twarz sprzedałem za grosze, wziąłem kredyt i kupiłem sobie nową, wówczas
zupełnie najmodniejszą facjatę na Ziemi. Było miło, czułem się jak królewicz, a
potem została mi tylko niemodna już gęba.
Spytałem
się jej, dlaczego tak nagle, dlaczego chciała mnie zabić w środku nocy z
granatem w ustach i z nożyczkami nad moimi członkami. Odpowiedziała, bo tak. No
tak, tak to już jest, mnie też się właściwie nudziło. I tylko szkoda mi jej
ciała. Była najpiękniejszą kobietą w tym równoległym świecie. Serio, zupełnie
obiektywnie. Farciarz ze mnie. Mało kto o tym wiedział, właściwie: tylko ja i
jej tata. Zadziwiające, jak łatwo ukryć w kosmosie fakt, że jest się
najpiękniejszym ciałem niebieskim. Ludzie nie zauważają takich rzeczy, dopóki
nie pokaże się im palcem. Droga Mleczna to mała galaktyka, a Ziemia jest
miliardy razy mniejsza, łatwo coś przeoczyć, nawet taką urodę. No i właśnie
dlatego było mi szkoda. Uwielbiałem przeglądać się w jej okularach słonecznych,
dwie lustrzane czarne dziury, a w nich ja, za każdym razem równie mocno
zdziwiony i zachwycony, bo przez moment z jej perspektywy spoglądałem na
siebie, czułem się jak ja ona, byłem nią. Zazdrościłem i mówiłem, że gdybym
miał być kobietą, to tylko taką. Uchylała zalotne spojrzenie spod okularów i
przytakiwała, zawsze się ze mną zgadzała, chyba już o tym wspominałem.
Eteryczna
Blondynka wspaniale parowała na plaży, falowała z mirażami i topiła się z
piaskiem w szkło swoich kieliszków, kiedy popijała drinki z palemką. Czasem
martwiłem się, że mi odleci na leżaku i osiedli się na Marsie, o czym zawsze
marzyła. Bałem się też, że jej czarne dziury ostatecznie mnie wchłoną. Razem zwiedziliśmy
wszystkie ciepłe kraje na naszej planecie, było cudownie, nie raz, nie dwa,
spaliliśmy się na zabój, a jej koleżanki poumierały z zazdrości. Razem
robiliśmy mnóstwo rzeczy. Na przykład pisaliśmy listy do gwiazd popkultury,
odpowiedział nam tylko Elvis. Król przekazał, że owszem, miło z naszej strony,
ale wciąż gniewa się na Ziemię, choć ostatnio odrobinę tęsknił, za to naprawdę
z całego serca zaprasza nas do siebie w odległej galaktyce. Miły gość, gdybyśmy
się nie rozeszli, pewnie byśmy wpadli.
Dużo
wakacji i innych drogich rzeczy to duże długi, musiałem więc wrócić do pracy.
Sprzedałem też swoją wspaniałą twarz. Niestety ludzie nagle przestali lubić
niewinne buzie amerykańskich chłopców, choćby tych ze snu, zapanowała akurat
zupełnie nowa moda na twarde jak kutasy mordy z westernów. Za swoją dostałem
zatem znów smutne grosze, trochę szkoda, trochę się też zastanawiałem, jaką
twardość lubi teraz Eteryczna Blondynka.
W pracy nie
potrzebowałem twarzy. Wszyscy tam byliśmy bezwyrazistymi
anonimowymi pracoholikami. Na szczęście. Naprawdę ucieszyłem się z powrotu do
tego kołowrotu. Jak chomik kręciłem się wielkim kole, w bezemocjonalnym limbo, w pustkowiu, na którym zamieszkałem z
kolegami z pracy. Nawet nie wychodziliśmy do domów, byłem częścią szarej papki,
mieszaniny ludzkich ciał, tabletek i wódki. Bezwładne
maszyny, bladzi Atlasowie nakręcający świat i wasze konsumpcje. Sprzedałem
również swojego penisa, nie był mi wcale już potrzebny, a hajsu było z niego co
niemiara, zupełnie jak za te twarde twarze z westernów, John Wayne byłby dumny.
Ja, mój penis i
ciało Eterycznej Blondynki robiliśmy razem mnóstwo różnych rzeczy. Na przykład
zakładaliśmy: się, nogi na nogi w sukienkach i bez majtek
oraz różne dziwne stroje. Uwielbialiśmy się przebierać, wszystkie warianty z
filmów klasy Z, odgrywaliśmy oscarowe role, zakonnice z pewnością żegnały się
pospiesznie, wróżki zakrywały oczy i podglądały przez palce, a superbohaterowie
byli zawstydzeni. Raz nawet zamieniliśmy się miejscami i ciałami, poważnie, nie
żartuję. Przez jedną noc zostałem swoją dziewczyną, a ona będąc mną,
przywiązała mnie, czyli swoje ciało i rozkosznie torturowała. Znów czułem się
jak ona, przyjemnie być nią i mieć ją w sobie, niegrzeczna dziewczynka pokazała
mi zakamarki kosmosu, ‘patafizyczne doznania graniczne.
Stałem się
bardzo zajętym człowiekiem, nie musiałem myśleć, przejmować się, praca w armii
białych kołnierzyków to małe błogosławieństwo. Po kolei wyprzedawałem wszystkie
swoje organy, jak części samochodowe, na końcu zostawiając tylko swój mózg i
gałki oczne, gdzieś po drodze z głowy wyparowała mi też Eteryczna Blondynka. Kiedyś
zobaczyłem ją w TV, zupełnie przypadkiem, podobno dostała swoje pięć minut,
widocznie ktoś pokazał ją komuś innemu palcem. A potem już jej nie było. Ani w
TV, ani gdziekolwiek. Podobno umarła na jakiejś imprezie, gdzie pewna zazdrosna
gwiazda filmowa dolała jej do drinka wyciąg z ropuchy, ceremonia Kambo.
Zabawne, prawda? Gdy już ludzie dostrzegli, że jest najpiękniejsza w tym
równoległym świecie, z tego powodu ktoś ją zabił.
A ja znów
przypomniałem sobie o idealnym ciele Eterycznej Blondynki. I miałem plan.
A więc gdy
umarłam była akurat na topie, ogromna sława i uwielbienie, ludzie oszaleli na
punkcie jej ciała. W mgnieniu oka wykupiono wszystkie jej części, od głowy aż
po stopy i musiałem obejść się smakiem. A szkoda, bo teraz znów było mnie stać.
Nadszedł więc czas, by po raz kolejny zrzucić pracę na innych i wziąć się w
garść, w garść Eterycznej Blondynki, dokładnie tak, bo to od dłoni właśnie
wszystko się zaczęło. Przypadkiem. Pewnego razu w metrze natrafiłem na
ślicznego rudzielca z rękami mojej ukochanej, wszędzie poznałbym te palce
czyniące cuda, szczęściara pewnie kupiła je na aukcji. To był impuls, coś
zdecydowało za mnie, żebym śledził tę płomienną ślicznotkę. Zaczaiłem się i w
ciemnej bramie odciąłem jej dłonie Eterycznej Blondynki. Tymi samymi
nożyczkami, którymi kiedyś moja była dziewczyna zastraszyła mnie w nocy.
Potem poszło już
jak z płatka. Groźbą, prośbą, zbrodnią i karą, pomału i skrupulatnie
kompletowałem swoją obsesję. W całości. Wspaniale patrzyło się, jak moje marzenie
rosło w oczach. Pamiętam, jak bardzo cieszyłem się, gdy udało mi się ukraść jej
tyłek. Uwielbiałem gadać z pupą Eterycznej Blondynki. A jakież to były
konwersacje! Żywe, bystre, pełne niedopowiedzeń i semantycznych klapsów. Zawsze
odrobinę niepokoiło mnie również to, z jaką intensywnością gapiły się na mniej
jej cycki, piersi wodziły za mną swoim psychopatycznym wzrokiem i dzieliły się
dreszczami. O stopach nie wspomnę, bo ciarki na plecach mogą podobno zabijać.
Przyjemnie było znów je mieć u siebie.
Na końcu została
jeszcze misja odbicia żyrafy. Nie mogłem jej zostawić w obcej szafie, poza tym
chciałem mieć w s z y s t k o, full service. Biedne zwierzątko naprawdę
uradowało się na mój widok, gdy w nocy wpadłem do sypialni jakiejś starej
zakonnicy i wykradłem jej mroczny sekret, czułem się jak Superman ratujący
niewinnych.
No
i udało się. Pozbierałem swoją ukochaną i złożyłem ją na nowo. Potem sprzedałem
resztki siebie i wszedłem w jej ciało. Zawsze to czułem, ale aż do tej pory
jakoś nie uświadamiałem, głupi ja. Marzyłem, by mieć ją na własność, na
wyłączność. I teraz, gdy dopiąłem swego, wciąż nie dowierzałem. Stałem przed
lustrem, obmacując cycki, dzień za dniem, sprawdzałem każdy centymetr
kwadratowy Eterycznej Blondynki, delektowałem się sprężystą przyjemnością jej
ciała, zanurzałem paznokcie jak w gąbce, wkładałem, wyjmowałem, zakładałem
frywolną bieliznę, wyciągałem żyrafę z szafy i razem bawiliśmy się do białego
rana. Bycie nią okazało się takie proste, miałem niezły ubaw i chwilę swojego
triumfu. Nie wykluczam też, że kiedyś mi się znudzi. Nigdy nie byłem wielkim
romantykiem, to rodzaj inwestycji, kobiety tak robią. A może zemsta. Może
sprzedam się z zyskiem jak obrazy Balthusa. Ale teraz jestem najpiękniejszym
ciałem niebieskim w tym równoległym świecie i wcale nie muszę się martwić w
nocy, że stracę swoje członki.
No chyba że ktoś
mnie rozkradnie po kawałku.
Michał Erazmus
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz