poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Sprzedam się, kupię cię

Sprzedam się,
kupię cię

K.

Wybuchła kolejna wojna światowa. Serio duża sprawa, poszło na noże i bardzo się cieszę, że jestem od niej silniejszy, bo kto wie, co mogłaby mi odciąć tym razem. Konflikt, który wstrząsnął naszym światem z przyszłości. Pardon, teraz już tylko moim. Obudziłem się w nocy i zobaczyłem Eteryczną Blondynkę jak ją pan Bóg stworzył, stała nade mną, w ręce trzymała nożyczki, a w ustach odbezpieczony granat. Nie powiem, spodobałoby mi się, zawsze lubiłem takie zabawy. Trochę pikanterii nikomu jeszcze nie zaszkodziło, wiadomo, siniaki, zadrapania i podduszenie, małe zabawy dla dorosłych. Coś jednak nie grało, kochana połówko, dlaczego masz takie wielkie oczy i wielki granat w buzi? Rzuciła się na mnie, to lubię, niestety ostatni raz. Ktoś nam wyłączył romantyczny soundtrack, a jej mina wyrażała jedynie blitzkrieg, aha, z francuskiego przeszliśmy na niemiecki. Całe szczęście byłem czujny, konflikt zbrojny szyty na miarę, tym razem nici z udobruchania, definitywny koniec. Koniec bajki.
A w sprawie zachowania wszystkich członków tam gdzie ich miejsce, było naprawdę ciężko. Po bitwie zmęczeni padliśmy na łóżko, a rano po prostu wstała, zjadła śniadanie, wzięła swoją żyrafę z szafy i odeszła.
            Szkoda, to było takie ładne, małe love story. Byliśmy parą idealną, bez problemów, bez ubrania. Bezpowrotnie. Szkoda, było fajnie, długo by można, długo, bo da się krócej, chociażby bez śniadania. Dobre kilka lat dogadywaliśmy się i uzupełnialiśmy jak puzzle, gry i zabawy, układanki w i nad łóżkiem. Nie kłóciliśmy się, bo mieliśmy te same zainteresowania, nawet nie musieliśmy ze sobą rozmawiać. Bez słów. Zupa też nie była za słona, ponieważ jadaliśmy wyłącznie w najlepszych restauracjach. Nawet włosów nie było na umywalce, kupiliśmy sprzątaczkę-robota, genialna sprawa, kuse spódniczki, zalotne uśmieszki i fruwające oczka, domowa sex-machine, no i pięknie grała nam na trójkącie (gorąco polecam, sprzedam okazyjnie pierwszemu lepszemu).
A więc jak mówiłem – kilka lat. Przyjęło się, że gdy się z kimś jest, robi się razem różne rzeczy. I my robiliśmy. Mnóstwo rzeczy. Razem słuchaliśmy muzyki, byłem Sidem albo Vedderem. Chodziliśmy do kina, grałem twardego glinę, gwiazdę porno. Razem też robiliśmy zakupy. Zostały mi więc po niej tylko długi.
             Ogromnie długi, to coś znaczy, prawda? Żyliśmy wystawnie, konsumowaliśmy wszystko co najlepsze, sama przyjemność, tak się kręci świat, gdyby nie nasz apetyt, ludzie nie mieliby co jeść. Oglądaliśmy, nabywaliśmy, wyrzucaliśmy. Czysta radość z posiadania i tracenia. Odkręcaliśmy kurek, kąpaliśmy się w banknotach, a potem ktoś to wszystko skrupulatnie policzył i na końcu wystawił rachunek, na zdrowie. Trzeba oddać.
W supermarkecie natknęliśmy się kiedyś na świetną okazję, proszę mi wierzyć, to była prawdziwa gratka – prawie nieużywana, gładka i miękka twarz Amerykańskiego Snu. Kto by nie brał! I Eteryczna Blondynka bardzo chciała, poprosiła mnie bym sobie taką kupił, założył i właśnie taki był jej. Czego się nie robi dla dziewczyny. Starą twarz sprzedałem za grosze, wziąłem kredyt i kupiłem sobie nową, wówczas zupełnie najmodniejszą facjatę na Ziemi. Było miło, czułem się jak królewicz, a potem została mi tylko niemodna już gęba.
            Spytałem się jej, dlaczego tak nagle, dlaczego chciała mnie zabić w środku nocy z granatem w ustach i z nożyczkami nad moimi członkami. Odpowiedziała, bo tak. No tak, tak to już jest, mnie też się właściwie nudziło. I tylko szkoda mi jej ciała. Była najpiękniejszą kobietą w tym równoległym świecie. Serio, zupełnie obiektywnie. Farciarz ze mnie. Mało kto o tym wiedział, właściwie: tylko ja i jej tata. Zadziwiające, jak łatwo ukryć w kosmosie fakt, że jest się najpiękniejszym ciałem niebieskim. Ludzie nie zauważają takich rzeczy, dopóki nie pokaże się im palcem. Droga Mleczna to mała galaktyka, a Ziemia jest miliardy razy mniejsza, łatwo coś przeoczyć, nawet taką urodę. No i właśnie dlatego było mi szkoda. Uwielbiałem przeglądać się w jej okularach słonecznych, dwie lustrzane czarne dziury, a w nich ja, za każdym razem równie mocno zdziwiony i zachwycony, bo przez moment z jej perspektywy spoglądałem na siebie, czułem się jak ja ona, byłem nią. Zazdrościłem i mówiłem, że gdybym miał być kobietą, to tylko taką. Uchylała zalotne spojrzenie spod okularów i przytakiwała, zawsze się ze mną zgadzała, chyba już o tym wspominałem.
            Eteryczna Blondynka wspaniale parowała na plaży, falowała z mirażami i topiła się z piaskiem w szkło swoich kieliszków, kiedy popijała drinki z palemką. Czasem martwiłem się, że mi odleci na leżaku i osiedli się na Marsie, o czym zawsze marzyła. Bałem się też, że jej czarne dziury ostatecznie mnie wchłoną. Razem zwiedziliśmy wszystkie ciepłe kraje na naszej planecie, było cudownie, nie raz, nie dwa, spaliliśmy się na zabój, a jej koleżanki poumierały z zazdrości. Razem robiliśmy mnóstwo rzeczy. Na przykład pisaliśmy listy do gwiazd popkultury, odpowiedział nam tylko Elvis. Król przekazał, że owszem, miło z naszej strony, ale wciąż gniewa się na Ziemię, choć ostatnio odrobinę tęsknił, za to naprawdę z całego serca zaprasza nas do siebie w odległej galaktyce. Miły gość, gdybyśmy się nie rozeszli, pewnie byśmy wpadli.
            Dużo wakacji i innych drogich rzeczy to duże długi, musiałem więc wrócić do pracy. Sprzedałem też swoją wspaniałą twarz. Niestety ludzie nagle przestali lubić niewinne buzie amerykańskich chłopców, choćby tych ze snu, zapanowała akurat zupełnie nowa moda na twarde jak kutasy mordy z westernów. Za swoją dostałem zatem znów smutne grosze, trochę szkoda, trochę się też zastanawiałem, jaką twardość lubi teraz Eteryczna Blondynka.
W pracy nie potrzebowałem twarzy. Wszyscy tam byliśmy bezwyrazistymi anonimowymi pracoholikami. Na szczęście. Naprawdę ucieszyłem się z powrotu do tego kołowrotu. Jak chomik kręciłem się wielkim kole, w bezemocjonalnym limbo, w pustkowiu, na którym zamieszkałem z kolegami z pracy. Nawet nie wychodziliśmy do domów, byłem częścią szarej papki, mieszaniny ludzkich ciał, tabletek i wódki. Bezwładne maszyny, bladzi Atlasowie nakręcający świat i wasze konsumpcje. Sprzedałem również swojego penisa, nie był mi wcale już potrzebny, a hajsu było z niego co niemiara, zupełnie jak za te twarde twarze z westernów, John Wayne byłby dumny.
Ja, mój penis i ciało Eterycznej Blondynki robiliśmy razem mnóstwo różnych rzeczy. Na przykład zakładaliśmy: się, nogi na nogi w sukienkach i bez majtek oraz różne dziwne stroje. Uwielbialiśmy się przebierać, wszystkie warianty z filmów klasy Z, odgrywaliśmy oscarowe role, zakonnice z pewnością żegnały się pospiesznie, wróżki zakrywały oczy i podglądały przez palce, a superbohaterowie byli zawstydzeni. Raz nawet zamieniliśmy się miejscami i ciałami, poważnie, nie żartuję. Przez jedną noc zostałem swoją dziewczyną, a ona będąc mną, przywiązała mnie, czyli swoje ciało i rozkosznie torturowała. Znów czułem się jak ona, przyjemnie być nią i mieć ją w sobie, niegrzeczna dziewczynka pokazała mi zakamarki kosmosu, ‘patafizyczne doznania graniczne.
Stałem się bardzo zajętym człowiekiem, nie musiałem myśleć, przejmować się, praca w armii białych kołnierzyków to małe błogosławieństwo. Po kolei wyprzedawałem wszystkie swoje organy, jak części samochodowe, na końcu zostawiając tylko swój mózg i gałki oczne, gdzieś po drodze z głowy wyparowała mi też Eteryczna Blondynka. Kiedyś zobaczyłem ją w TV, zupełnie przypadkiem, podobno dostała swoje pięć minut, widocznie ktoś pokazał ją komuś innemu palcem. A potem już jej nie było. Ani w TV, ani gdziekolwiek. Podobno umarła na jakiejś imprezie, gdzie pewna zazdrosna gwiazda filmowa dolała jej do drinka wyciąg z ropuchy, ceremonia Kambo. Zabawne, prawda? Gdy już ludzie dostrzegli, że jest najpiękniejsza w tym równoległym świecie, z tego powodu ktoś ją zabił.
A ja znów przypomniałem sobie o idealnym ciele Eterycznej Blondynki. I miałem plan.
A więc gdy umarłam była akurat na topie, ogromna sława i uwielbienie, ludzie oszaleli na punkcie jej ciała. W mgnieniu oka wykupiono wszystkie jej części, od głowy aż po stopy i musiałem obejść się smakiem. A szkoda, bo teraz znów było mnie stać. Nadszedł więc czas, by po raz kolejny zrzucić pracę na innych i wziąć się w garść, w garść Eterycznej Blondynki, dokładnie tak, bo to od dłoni właśnie wszystko się zaczęło. Przypadkiem. Pewnego razu w metrze natrafiłem na ślicznego rudzielca z rękami mojej ukochanej, wszędzie poznałbym te palce czyniące cuda, szczęściara pewnie kupiła je na aukcji. To był impuls, coś zdecydowało za mnie, żebym śledził tę płomienną ślicznotkę. Zaczaiłem się i w ciemnej bramie odciąłem jej dłonie Eterycznej Blondynki. Tymi samymi nożyczkami, którymi kiedyś moja była dziewczyna zastraszyła mnie w nocy.
Potem poszło już jak z płatka. Groźbą, prośbą, zbrodnią i karą, pomału i skrupulatnie kompletowałem swoją obsesję. W całości. Wspaniale patrzyło się, jak moje marzenie rosło w oczach. Pamiętam, jak bardzo cieszyłem się, gdy udało mi się ukraść jej tyłek. Uwielbiałem gadać z pupą Eterycznej Blondynki. A jakież to były konwersacje! Żywe, bystre, pełne niedopowiedzeń i semantycznych klapsów. Zawsze odrobinę niepokoiło mnie również to, z jaką intensywnością gapiły się na mniej jej cycki, piersi wodziły za mną swoim psychopatycznym wzrokiem i dzieliły się dreszczami. O stopach nie wspomnę, bo ciarki na plecach mogą podobno zabijać. Przyjemnie było znów je mieć u siebie.
Na końcu została jeszcze misja odbicia żyrafy. Nie mogłem jej zostawić w obcej szafie, poza tym chciałem mieć w s z y s t k o, full service. Biedne zwierzątko naprawdę uradowało się na mój widok, gdy w nocy wpadłem do sypialni jakiejś starej zakonnicy i wykradłem jej mroczny sekret, czułem się jak Superman ratujący niewinnych.
            No i udało się. Pozbierałem swoją ukochaną i złożyłem ją na nowo. Potem sprzedałem resztki siebie i wszedłem w jej ciało. Zawsze to czułem, ale aż do tej pory jakoś nie uświadamiałem, głupi ja. Marzyłem, by mieć ją na własność, na wyłączność. I teraz, gdy dopiąłem swego, wciąż nie dowierzałem. Stałem przed lustrem, obmacując cycki, dzień za dniem, sprawdzałem każdy centymetr kwadratowy Eterycznej Blondynki, delektowałem się sprężystą przyjemnością jej ciała, zanurzałem paznokcie jak w gąbce, wkładałem, wyjmowałem, zakładałem frywolną bieliznę, wyciągałem żyrafę z szafy i razem bawiliśmy się do białego rana. Bycie nią okazało się takie proste, miałem niezły ubaw i chwilę swojego triumfu. Nie wykluczam też, że kiedyś mi się znudzi. Nigdy nie byłem wielkim romantykiem, to rodzaj inwestycji, kobiety tak robią. A może zemsta. Może sprzedam się z zyskiem jak obrazy Balthusa. Ale teraz jestem najpiękniejszym ciałem niebieskim w tym równoległym świecie i wcale nie muszę się martwić w nocy, że stracę swoje członki.
No chyba że ktoś mnie rozkradnie po kawałku.



Michał Erazmus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz