sobota, 10 maja 2025

Neon Mango Sticky Rice Buddha 3

 

***

 

Zdradzę wam sekret, na wakacjach zawsze czytajcie książki o miejscu, do którego wyjeżdżacie. Ja tak robię. Tylko nie przewodniki, bo to nuda. Najlepiej jakiś metafizyczny dramat z postmodernistyczną, lewicującą nutą albo chociaż przygodówkę o wyspie skarbów. Ja tak robię, tylko nie jestem akurat na wakacjach, a w Tajlandii. Leżymy na plaży, jest zachód słońca, pomarańczowe światło sączy się do wody, oblewa nam stopy. Na horyzoncie statki rysują wzorki. Mrużę oczy, świat się rozpuszcza. Ludzie wokół znikają, kiedy patrzę, jak twój złoty makijaż błyszczy w tym świetle zachodzącego słońca. Jesteś złotym piaskiem, chcę cię schować do kieszeni, mieć we włosach, rozcierać między palcami, uwierać w kąpielówkach.

I niektórzy ludzie naprawdę zwalniają, jakby zachody słońca włączały tryb slow-motion, na chwilę przestają być turystami, obejmują się, mrużą oczy, patrzą w dal, na horyzont rozpuszczający się w końcu świata, może to naprawdę jest koniec świata, radioaktywny świt nowego. Nie słychać szumu fal, tylko ryk silników, zamiast chmur spaliny jak ciemne węże pływające po niebie. Zachód słońca w hałasie silników spalinowych, jej policzki błyszczące ciemniejącym złotem, odbijające ten koniec świata. A ja czytam akurat książkę o rajskiej, zakazanej plaży. Obiecuje, że mnie tam zabierze, tylko najpierw zrobi porządek.

Była nowym człowiek, była pewna, że wszystko się uda, wszystkie problemy rozwiążą się same, każdemu można pomóc. Czasem trzeba go tylko zjeść przez demona. I naprawdę potrafiła wszystko załatwić. To jest przyszłość ludzkości, teraz będą rodzić się już tylko tacy ludzie, prawda. Prawda? Uśmiechała się dużo, rozsypywała ten swój złoty pyłek z policzków, dotykała wszystkich i wszystkiego, chciałem, żeby mnie też zamieniła w złoto. Chcę być twoim posążkiem, weź mnie schowaj, w serduszku, albo chociaż w szufladzie jak złote dildo.

Ale tak serio to była poważna sprawa. Codziennie medytowała, wszystko widziała, każdego zauważała, każdym chciała się zająć. Mówiła, że uważność jest wtedy, kiedy używasz wszystkich zmysłów. I używała ich, i to jak ich używała. A wdzięczność to, kiedy przepraszasz codziennie świat, bo wiesz, że możesz lepiej. Aczkolwiek ona była najlepsza. Każde kolejne życie to nagroda za poprzednie, zastanów się, na co zasłużysz następnym razem. Wierzyła w reinkarnację i powtarzała, żebym pomyślał, jaka musiała być dobra w poprzednim życiu, skoro teraz jest zajebista.

Do tego oczywiście była najpiękniejsza, oczywiście że tak. Długie nogi, migdałowe oczy, złota skóra, mieszanka wszystkich ludzi świata. Była szczytową formą ewolucji, lepiej nie będzie, można się rozejść, natura przeszła grę w genetykę. Jadła tylko słodkie rzeczy, na śniadanie, obiad i kolację, nic więc dziwnego, że lubiła takich słodziaków jak ja. A ja tak bardzo chciałem zjeść ją, chociaż ugryźć, no weź, daj spróbować. I może było tak, że do wszystkich się uśmiechała, bo nikt nie potrafił się na nią gniewać. No więc skoro mamy już najlepszego na świecie człowieka, pokolenie końca, musimy z tym serio skończyć, bo ludzi jest za dużo. Chciała zebrać gdzieś wszystkich i wszystko im wytłumaczyć, podpalić i ugasić ogień.

Zakłada więc swoją świątynię na plaży w Tajlandii, żeby turyści mieli gdzie się nawrócić. Zabiera ze sobą kilku ludzi i kilku nie ludzi, chłopcy i dziewczęta – młodzi i piękni, idealni. Oraz demony – sprytne i złośliwe, mądre. Za dnia są z kamienia, w nocy żyją bardziej niż ludzie. Wybiera też mnie oczywiście, a ja pomagam, coś buduję, budduję, organizuję, uczę się mantry i masażu. Mamy starożytne dachy, duchy i złotego Buddhę z neonową aureolą, ale nie potrzebujemy wielkich wież, żeby być blisko kosmosu. Zostaje legendą, wszyscy chcą jej dotknąć, każdemu mówi, jestem twoim guru, dlatego jestem na górze.

Świątynia jest na plaży, nie mogło być lepiej. A jednak. Świątynia jest na plaży w centrum najbardziej turystycznego kurortu, bardziej się nie da. Uważa, że tak da szansę największym turystom, jest najlepsza w końcu. Każdy będzie mieć szansę w każdej chwili się nawrócić, przestać być turystą, zostać podróżnikiem.

Leżę więc na plaży, odpoczywam, bo mieliśmy ciężki dzień, dzisiaj akurat uwolniliśmy słonie. Nie wszyscy wiedzą, że na słoniach nie wolno jeździć. Słonie to największe zwierzęta w dżungli, zastanów się, ile potrzeba siły, żeby zamknąć je w niewoli i zmusić do posłuszeństwa. Co trzeba im zrobić? A więc uwolnić słonie! I my dzisiaj jesteśmy dumni, bo uwolniliśmy kilka kolejnych słoni w Tajlandii. Morze cicho szumi, ale go nie słychać, bo silniki spalinowe krzyczą. Zamiast piasku są muszelki, biorę w garść, są pokruszone, podeptane, przesypuję między palcami. Obserwuję, jak jest zamyślona i patrzy w niebo. Nie widać gwiazd, uciekły. Woda jest ciepła i ciemna, bo neony zalewają plażę kolorową breją z drugiej strony, stoi na brzegu, chce uciec, namawia mnie. Rozmyśliła się, chyba jednak nie ma nadziei dla tych wszystkich turystów. Skacze do wody.

Zostawiamy więc świątynię demonom i kilku najprzystojniejszym mnichom, poradzą sobie. Na pożegnanie tamten demon jeszcze raz proponuje mi układ. Jeden dzień w tygodniu zamienimy się miejscami, żeby mógł zobaczyć chociaż słońce. Za dnia ja zamienię się w kamień i popilnuję świątyni i turystów, a on będzie mógł zobaczyć, jak wygląda dzień, jak świeci słońce, co się robi rano. Też marzy o wakacjach. Jeśli się zgodzę, chociaż na jeden dzień w tygodniu, on zdradzi mi sekret świata i sens życia. Kręcę głową, ale on jest przebiegły, mówi, żebym się nie decydował od razu, żebym się namyślił. I jeśli się zgodzę, wystarczy, żebym sobie wytatuował jego głowę, on będzie wiedział. I pojedzie wreszcie na te wakacje.

Słyszałem, że niektórym demonom udało się uciec. Omamiają turystów, zaklinają ich w kamień. A więc czyjeś demony uciekły i teraz grasują na twoich wakacjach. Zaczynają podróż, w końcu są buddystami, ale jak każdy, kto uciekł z zaklętego kręgu, jak z więzienia, chcą się też zabawić, trochę pogrzeszyć. W końcu są demonami, mogą wszystko, nic nie muszą. A więc pachną muggą, bo boją się komarów i mogą zabijać bezbronne istoty. Puszczają Lanę del Rey, kiedy jadą za tobą, podglądają i ocierają w klubie. Uczą się surfować, żeby zawsze unosić się na powierzchni morza waszych dusz. Są buddystami, ale oszukują, łobuzy, deptają mrówki i twoje serce. Ale nigdy nie robią zdjęć, podróżnicy nigdy nie zdejmują kawałków rzeczywistości na później, chłoną teraz, podobno nie widać ich też na fotografiach. Buddyzm to podróż dusz przez kolejne wcielenia, głębiej i dalej, nie zawsze lepiej. Czasem komuś udaje się zostać złotym wielkim posągiem, być do nieba, a czasem ktoś zaklnie cię w kamień i każe pilnować głupich turystów, a więc uciekaj i pilnuj się.

Jesteśmy podróżnikami, więc uciekamy przed turystami. Lasy w Tajlandii są gęste, poprzetykane palmami, w koronach błyskają czerwone oczy, z oddali ostrzegają głosy ptaków. Skały są wysokie i strome, pionowe jak ściany, natura sama zbudowała mur. I ona już wie, gdzie mnie zabierze. Mówi, że zna to miejsce z mojej książki. Nie da się tam pójść, można tylko popłynąć. A więc zgadzam się.

Są z nią zawsze te trzy duszki – medytacja, uważność, wdzięczność – nikt ich nigdzie nie widział, dopóki jej nie spotkał. Siedzi na lotosie, prawie unosi się w powietrzu ze skrzyżowanymi nogami, i głaska je delikatnie, drapie za uchem, klepie w pupę, a one cicho się uśmiechają, kładą do góry brzuszkami. Są płochliwe, trzymają się z dala od miast, boją się hałasów, razi je sztuczne światło. Lubią za to wylegiwać się na słońcu. Wtedy zamykają oczy. Uczy mnie tego wszystkiego, mnie też głaskadrapieklepie, mruczę zadowolony.

I w końcu naprawdę zabiera mnie do raju. Nie ma tam nikogo. W nocy są gwiazdy, słychać szum fal, w dzień z czułością odbija się od nich słońce. Odkrywamy dżunglę wiele dni, wiele dni leżymy na plaży, wiele dni kochamy się w świetle księżyca. Nikt nam nie przeszkadza, nigdzie nie ma turystów, jest idealnie. A więc tak wyglądają idealne wakacje, a może idealne życie? To straszne, zabrała mnie do raju, ale nudziło mi się tam. Wszystko więc się psuje, kiedy robię zdjęcie. Nikt by przecież nie wiedział, że raj istnieje. Turystom więc wkrótce udaje się zlokalizować naszą plażę i już wszyscy nie mogą się doczekać, żeby zobaczyć, zrobić swoje zdjęcie, odhaczyć, przepraszam.

Ale ona się nie gniewa, jest w końcu nowym człowiekiem. Rozumie, że dla nas nie ma ratunku. Jedź sobie na wakacje, gdzie chcesz, ale nie zaznasz tam spokoju. To brzmi jak klątwa. Daje mi całusa na pożegnanie, a potem tatuuje sobie siedem głów demonów, jak siedem dni tygodnia, jak 7-eleven. I wtedy zamienia się w złoty posąg Buddhy. A jakiś demon ucieka na wakacje i chce cię teraz dopaść.

No więc pojechałem do Tajlandii szukać siebie, a znalazłem wszystko. Poza jednym ostatnim, nie zrobiłem żadnych zdjęć, więc pewnie nikt mi nie uwierzy. Wróciłem do domu i zostały mi teraz tylko spodnie w słonie i wiedza, że Buddha był kobietą, gorącą laską, nowym człowiekiem, wiedziała wszystko i dlatego stąd uciekła. Świat się kończy, ale zawsze można pojechać na wakacje. Bogowie uciekli, a demony już dawno są na wakacjach, patrzą w słońce i je nie razi, a więc uważaj, pilnuj się tam, kiedy robisz zdjęcia, turysto.

 

 

Michał Erazmus


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz